Kiedy tak sobie dla relaksu wieczorami czytamy o owiniętym turbanem mutancie, który biega po lesie i pije dla wzmocnienia krew jednorożców, to z jednej strony uśmiecha się Matka wewnętrznie na dźwięk pełnych podekscytowania kwików Kluski, z drugiej jednak roni łzy rzewne za odchodzącym czytelniczym dzieciństwem - książkami kartonowymi, z klapkami, okienkami, zupełnie bez tekstu... aż tu nagle łup! Renesans!
Flora i Flaming
- Mamo, a pamiętasz książkę o niemiłym flamingu? - Matka wytęża umysł, nadszarpnięty nieco faktem, że Preclowi wypadają właśnie wszystkie czwórki jednocześnie (a ma ich ze dwadzieścia sądząc po dobiegających z jego ust lamentach i biadoleniu). No nie. A Kluska, jak się okazuje, pamięta. Jasna cholercia, gdzie żeśmy wcisnęły Florę i Flaminga?
W końcu jest, upchnięta gdzieś w drugim rzędzie - a przecież książka to bardzo zacna, nie zasługująca na zapomnienie! Flaming jest wysmukły i egzaltowany, jak na kupę różowego pierza przystało. Flora jest niewielka, okrągława i spragniona flamingowej gracji. Na początku niezbyt dobrze układa im się ta baletowa znajomość. Oboje zostali wycięci z tła i z kontekstu, postawieni na nieistniejącej scenie, oświetleni nieistniejącym reflektorem. Nie wiemy czemu Flora, w swoim kostiumie kąpielowym, czepku i pływackich płetwach nieoczekiwanie zaczyna naśladować każdy ruch flaminga. Ten najwyraźniej też się tego nie spodziewa, bo do swojej towarzyszki podchodzi z nieukrywaną irytacją. Ale nie martwcie się, mimo trudnych początków okaże się, że i z flaminga jest równy gość.
Flora i Flaming to książka prześliczna w każdym calu. Serio, urocza. Niby caluśka różowa i baletowa, ale w niezwykły sposób unikająca tego straszliwego kiczu, którego ofiarą padają liczne "dziewczyńskie" publikacje. Słowa nie ma tu ani jednego, ale żadne nie jest potrzebne - mimiką bohaterów udaje się pokazać całe spektrum emocji, a całość emanuje ciepłym humorem.
Znajdka
Na totalnie przeciwnym końcu ilustracyjnej skali leży Znajdka. Tam, gdzie Flora była delikatna, pastelowa, ledwo muśnięta, Znajdka jest kontrastowa, pełna ostrych barw, wyraźnych konturów i tła wypełnionego szczegółami po samiuśkie brzegi. Tak pełnego, że w pierwszej chwili oczy przeżywają rodzaj szoku poznawczego, próbując się odnaleźć w natłoku soczystości.
Skąd wzięła się Znajdka? Nie wiadomo. W końcu to Znajdka. Po prostu jest, sama. Dookoła siebie obserwuje różne łąkowe i polne zwierzęta - wiecie, takie zwykłe, których mnóstwo na świecie. Im nietrudno znaleźć przyjaciół. Dwie ryby, dwie muchy. A Znajdka tylko jedna. Chodzi więc i przygląda się wszystkiemu, chodzi i szuka, popadając w coraz większy smutek. Aż pewnego dnia znajduje niespodziewanie piękne żółte jajo.
Skąd się wzięło? Nie wiadomo. Znajdka Znajdki. A kiedy z jaja wykluwa się absolutnie fantastyczna smoko-jaszczura, to nie ma wcale znaczenia, że nic a nic nie jest do Znajdki podobna. Przecież prawdziwy przyjaciel nie musi wyglądać tak samo jak ty.