Na Święta zawsze wymyślamy coś z jajem. Skoro już człowiek utknął z dziką bandą bez żadnych widoków na pomoc ze strony zbawiennej placówki opiekuńczej - a w tym roku na dodatek piździ śniegiem - to trzeba sobie jakoś radzić, żeby nie zwariować.
Z jajkiem nam nie po drodze, bo Precel jest na nie uczulony na amen (i to nie jakieś tam pitu-pitu, tylko wymioty, duszności i wysypka na całym ciele). Jajo czekoladowe natomiast to już zupełnie inna historia. Albo jajo wafelkowe. Albo Dziwne jajo. Blast from the past! To jedna z pierwszych lektur, jakie czytaliśmy Preclowi w erze raczkującej, prawdziwy hicior przewertowany wiele razy, a jednak cudem jakimś ocalony przed podarciem, przeżuciem i przerobieniem na psią budę. Wygrzebawszy tę książkę ze stosu prehistorycznego w poszukiwaniu jajecznej lektury była Matka mocno zdziwiona, że taka ładna się ostała. A jest co niszczyć, bo The Odd Egg Emily Gravett to bardziej zabawa formą niż słowem. Tekstu jest tu co kot napłakał, więc streśćmy pokrótce - wszyscy mają jajka, tylko nie kaczka. Niespodziewanie kaczka znajduje wielkie jajo, zaś inne ptaki się z niej śmieją. A potem wykluwa się szczęśliwej kaczej mamie - werble, fanfary i spoilery - najprawdziwszy krokodyl. Nie o tekst więc chodzi, a o formę - szereg zachodzących na siebie stron przyciętych krócej, na których po kolei wykluwają się pisklęta, stron zapraszających małe ręce do zabawy, obiecujących niespodzianki. The Odd Egg to fajna propozycja dla każdego, ale polecamy ją zwłaszcza tym, którzy chcą z nielatem poruszyć temat adopcji i związanych z nią uczyć - nie każdy może mieć jajo, ale każdy może być szczęśliwym rodzicem. No i śmiechu jest co niemiara gdy krokodyl łazi za kaczką mówiąc "mama".
Książkę można kupić tutaj.
A skoro już jesteśmy w jajecznym klimacie, to łapcie jeszcze kilka wielkanocnych kadrów. Z lubością zatapiamy się w morze świątecznej tandety - kramów rozstawionych na Rynku pod czujnym okiem styropianowych bocianów, oferujących kiełbasy, drewniane miecze, plastikowe bazie i lizaki w kształcie maski z filmu Krzyk. Podziwiamy palmy na tle pochmurnego nieba. Potem Emaus, w tle "Jesteś szalona" pomieszane z "peruwiańską muzyką ludową", dookoła wszystko się rusza, miliony piesków na baterie, czołgających się żołnierzy, pływających żab, niebieska wata cukrowa i chmary balonów targanych porywistym wiatrem. I myśli sobie Matka, że hardcore zacznie się dopiero wtedy, gdy ktoś wytłumaczy Preclowi, co to są kapiszony.
Tymczasem trwa faza dinozaurowa. Pisanki są jakie są. Wszak wszyscy wiemy, co się wykluwa z takich kolorowych jajek.