Klasyka, bla bla, pozycja obowiązkowa, bla bla, każdy ma na półce, bla bla. Niby komunały, a jednak prawda. Książkowe retro klimaty wciągają nas ponownie, w Matce budząc miłe wspomnienia i to niesamowite uczucie, że można bachorom pokazać coś takiego, co samemu się lubiło "za pacholęcia", czyli w czasach, gdy Neandertalczyk łupał sobie kamykiem o kamyk, i to się ciągle sprawdzi.
Brzechwa dzieciom. Dzieła wszystkie. Bajki.
Brzechwa pod strzechy, Brzechwa w każdym domu, Brzechwę wszyscy znają. No niby tak, ale skoro już raz przyznała się Matka na tych łamach do dramatycznego rodzicielskiego zaniedbania (o tutaj), to musi też wyznać, że z Brzechwą jak dotąd było u nas słabawo. Sprawa jest, nomen omen, prozaiczna - za wyjątkiem wierszy Dr. Seussa w przekładzie Barańczaka (a i to zapewne dlatego, że pada tam deprawujące i obrazoburcze słowo "dureń"), bachory zdecydowanie preferują prozę od poezji.
Nadeszła jednak wiekopomna chwila, gdy na naszym rynku w końcu pojawią się ładnie wydane zebrane dzieła mistrza rymu dziecięcego. Na pierwszy ogień poszły bajki, w przyszłości zaś szykowane są jeszcze wiersze, Pan Kleks i teatrzyki. Grubaśne tomiszcze o słusznej wadze gatunkowej okazało się na tyle kuszące, że Matka podjęła kolejną heroiczną próbę zarażenia bachorów melodią brzechwowych rymów. I wiecie co? Sukces! Siadło!
Dozujemy sobie tego Brzechwę pomalutku, bo takiego tomiszcza na raz łyknąć nie sposób. I nagle okazuje się, że niektóre bajki to mogłaby Matka z zamkniętymi oczyma czytać, choć ostatnio słyszała je w zeszłym stuleciu. Rym pięknie się składa, słowa same wskakują do ust, a Potwory słuchają o szelmostwach Lisa Witalisa czy o Stalowym Jeżu. Dołóżcie do tego przyjemne ilustracje i kapkę sentymentu, a będziecie mieć pewność, że Bajki Brzechwy naprawdę chcecie mieć na półce.
Moje książeczki. Księga druga.
Jak być może pamiętacie, podczas lektury pierwszego tomu Moich Książeczek Precel usiłował objąć swym czteroletnim podówczas rozumem, z jak prehistoryczną lekturą ma do czynienia. Gdy na naszej półce pojawił sie drugi tom, Matka ponownie poczuła się jak żywy relikt literackiego plejstocenu. Nosz kurde, przecież to jest dokładnie takie samo, te same ilustracje, człowiek to pamięta! Kropka w kropkę, kreska w kreskę, słowo w słowo.
Czarny kot w butach znów zerka z okładki, proponując nam siedem opowiadań wydanych ponownie w oryginalnej szacie graficznej. Wśród ilustratorów mamy więc takie nazwiska jak Wilkoń, Boratyński czy Konwicka, zaś teksty wyszły spod pióra Bahdaja, Janczarskiego czy Krüger. Innymi głowy nazwiska takie, że głowa mała. Na Potworach nie robi to oczywiście najmniejszego wrażenia, nie liczy się ani matczyny sentyment, ani sławne nazwisko, ani "polska szkoła ilustracji".
Liczy się za to, że tygrys jest tak przybity, że aż się człowiekowi robi smutno na sercu, a kot w butach taki przebiegły, że nie wiadomo, czy wypada chichotać, gdy on tak bezczelnie kłamie. Innymi słowy sprawa jest prosta - dobra historia zawsze broni się sama. Wszystko pędzi dookoła i niektóre z opowiadań wydają się dziś nieco staroświeckie, ale są takie uniwersalne wartości życiowe, na których nie ma "daty przydatności do spożycia". No więc częstujemy się.
UWAGA, WYNIKI KONKURSU!
Wcale się Matka nie spodziewała, że najbardziej znienawidzoną książką ohanowych czytelników okaże się W pustyni i w puszczy! Serio, głosowałaby raczej na jakichś Chłopów czy pozytywistyczne nowelki. Ale statystyka jest nieubłagana - z licznych maili i kilku odpowiedzi na blogu jasno wynika, że ani pustynia, ani puszcza zbyt wielu zwolenników nie mają. Łącznie taką odpowiedź podało aż 10 osób!
Dlatego, nie namyślając się wiele, postanowiła Matka pierwszą nagrodę - Brzechwa dzieciom - rozlosować pomiędzy "fanów" Sienkiewicza. I tak oto książkę otrzymuje Justyna z Ciechocinka. Niechaj czyta się lepiej niż przygody Stasia i Nel.
Moje książeczki: księga druga wędrują natomiast do Joanny, która nie zapałała miłością do książki Odarpi syn Egigwy. Matka to rozumie, bo mimo zacięcia podróżniczo-przygodowego jakoś nigdy nie mogła przekonać się do Centkiewiczów.
Gratulacje! Prosimy o adresy.