Ząb zaczął się ruszać niedługo po piątych urodzinach, choć Precel przez dłuższy czas utrzymywał ten fakt w tajemnicy. Dokonawszy tego wiekopomnego odkrycia pewnego wieczora, Matka poczuła się mniej więcej tak, jakby Potwór przyprowadził właśnie do domu jakąś laskę w glanach i z makijażem "na pandę", przebąkując coś o wspólnym odrabianiu lekcji. Znaczy poczuła, że Precel nagle, z sekundy na sekundę, zrobił się inny. Dorosły taki. W niedalekiej przyszłości bezzębny.
Pięć lat. Kawał czasu, a przecież - pojedźmy tanim sentymentem - Precel urodził się jakby wczoraj. No bo pamięta Matka te malutkie rzeczy, jakieś drobiazgi i okruchy. Na przykład to, że uwielbiał ubieranie zimowego kombinezonu i do łez śmieszyło go słowo "kabaczek". No i co się stało z tym pulchnym niemowlęciem, skoro w tym samym miejscu stoi teraz chłopak, który słucha soundtracku z Iron Mana i oszczędza kieszonkowe na miecz Kylo Rena?
Najbardziej chciałby zostać policjantem i jest w tym pomyśle zawarty cały jego charakter, jego umiłowanie jasnych zasad i ich przestrzegania.
Większość matczynych pytań zbywa rzuconym naprędce "nie pamiętam", ale o Gwiezdnych Wojnach będzie gadał godzinami.
Zna swoje mocne strony, a gdy coś mu nie wychodzi, zazwyczaj oświadcza po prostu "muszę to jeszcze poćwiczyć". Jednocześnie potrafi wpaść w czarną rozpacz, gdy znaleziona na ulicy ulotka pogniecie się w kieszeni.
Właściwie mógłby żywić się wyłącznie jabłkami.
Każdego dnia co najmniej trzykrotnie przybiega, bo ma ochotę się przytulić.
I niech tak przybiega do końca świata.
Precel.
Najlepszy na świecie.
PS. Ubiegając pytania a) Precel nie urodził się w grudniu, to tylko Matka znów nie ogarnęła rzeczywistości; b) ząb się zgubił i nie wiadomo, kiedy dokładnie wypadł; c) Wróżka Zębuszka dorzuciła dychę na ten nieszczęsny miecz.