Grudzień zakradł się nagle, niespodziewanie, wyskoczył zza bezlistnych, bezśnieżnych krzaków, nachalnie kłuje w oczy sztucznymi soplami zwisającymi z dachów hipermarketów i milionem promocyjnych ofert w skrzynce mailowej. Nie jest Matka gotowa w tym roku na nic, choinkowo i prezentowo jesteśmy w czarnej d...ziurze, dekoracji nie mamy, słój miodu na pierniki stoi nie otwarty, ale cóż z tego. Są przecież ksiązki, a jak są książki, to zawsze jest dobrze. Czytamy więc.
Pięć różnych książek, pięć zupełnie różnych spojrzeń. Czasem smutek, czasem śmiech, a czasem plamy z paluchów brudnych od pożeranego właśnie czekoladowego Mikołaja.
Śnieżna siostra - Maja Lunde
Juliana poznajemy tuż przed Bożym Narodzeniem w domu, który zamiast adwentowymi świecami i zapachem choinki przepełniony jest smutkiem i stratą. Latem zmarła jego starsza siostra i nagle świat całej rodziny przestał biec do przodu, zatrzymał się w szarości, nieważne jaka pora roku jest aktualnie za oknem. A jednak Julian, choć ogromnie tęski za Juni, tęskni też za uśmiechem rodziców i magią Świąt. Wtedy własnie spotyka Hedvig, czyli nieco szaloną, radosną rudowłosą dziewczynę z sąsiedztwa. To spotkanie odmieni wyblakłą codzienność i pokaże Julianowi, że poczucie straty i tęsknoty mozna oswoić, jednocześnie ruszając w dalszą życiową drogę.
Śnieżna siostra - jak na skandynawską literaturę dziecięcą przystało - nie bierze jeńców i od razu wali po nerach emocjonalnym kijem baseballowym. Jest mądra i prawdziwa, ale dla wielkich wrażliwców może okazać sie trudna. Jeżeli jednak już zaczniecie lekturę, to pewnie ciężko wam będzie czytać ją "po adwentowemu", czyli pochłaniając jeden z dwudziestu czterech rozdziałów dziennie. Zagadka tajemniczej dziewczynki, groźnego nieznajomego brodacza i dziwnej willi, w której dzieją się rzeczy trudne do wyjaśnienia jest zbyt wciągająca, by Śnieżną siostrę tak sobie po prostu odłożyć na półkę po jednym rozdziale. A niebagatelną rolę grają tu również ilustracje, które przyciągają wzrok nasyconymi, nieco rozmytymi plamami koloru i bardzo wyrazistym, emocjonalnym stylem.
Bombka z Gwiazdką - Malina Prześluga
Jeżeli weźmiemy pudełko i wrzucimy do niego wszystkie małe i duże gwiazdkowe klimaty, a do tego garść naprawdę pięknych, oszczędnych kolorystycznie ilustracji, to wyjdzie nam własnie taka książka. Książka bez nadęcia, bez morału, bez czerwonego Mikołaja Coca-Coli. A jednak świąteczna na wskroś! Każda strona jest jak otwieranie prezentu-niespodzianki. Czasem trafi się dialog, czasem wierszyk, czasem pocztówka albo jakaś dluższa historia, albo spojrzenie na świat oczami karpia, albo apka "dog translator", która przełoży nam bożonarodzeniowe przemyślenia z psiego na nasze.
Można się wzruszyć, można się pośmiać, można się pod nosem uśmiechnąć na widok tego książkowego chaosu, który w sumie całkiem nieźle oddaje chaos przedświąteczny. A do tego ilustracje, czyli prawdziwa bomb(k)a graficzna. Już sama okładka puszcza do Matki wielkie złoto-granatowe oko, palce biegną do kolejnych stron, i nie może się Matka nazachwycać tą estetyczną oszczędną dyscypliną koloru przy jednoczesnym natłoku szczegółów, wzorów, świątecznej obfitości. Bombka z Gwiazdką, choć formatem naprawdę wielka, to książka do przeczytania "na jeden chaps" - a uśmiech nie zejdzie wam z twarzy podczas lektury.
Wigilia Mamy Mu i Pana Wrony - Jujja Wieslander
Już kiedyś wyznała Matka, że serii o Mamie Mu zwyczajnie nie lubi, i to przez Pana Wronę właśnie. I nie chodzi tu nawet o jego wielką zrzędliwość. Pan Wrona, w dużym skrócie, jest antypatycznym bucem. Nigdy, przenigdy w Mamę Mu nie wierzy, zawsze podminowuje jej wszystkie pomysły, przekonując, że krowy do niczego się nie nadają, ewentualnie nazywając ją po prostu zbyt grubą lub zbyt głupią.
Wigilijna odsłona przygód tej niecodziennej pary jest jednak zupełnie inna. Pan Wrona okazuje się być samotnym, pozbawionym bliskich stworzeniem, które każdego roku samo pakuje prezenty dla siebie, by potem rozwijać je entuzjastycznie w nieco desperackiej próbie symulowania magii świąt. Aż żal się robi tego ptaszyska. Mama Mu, jak na krowę o wielkim sercu przystało, przygotowuje dla niego wspaniały, niespodziewany prezent, zaś wzruszony ptak - chyba po raz pierwszy w życiu - okazuje prawdziwą sympatię i wdzięczność. Bo dobrze jest mieć kogoś bliskiego, z kim można spędzić piękną wigilijną noc. Ewentualnie można też biegać po całym domu rycząc "Zaraz dostanę piórkopleksji!" jak stare zrzędliwe ptaszysko i niewiele sobie robić ze świątecznych wzruszeń i śnieżnych klimatów. No dobra, trochę tego śniegu by się jednak przydało. Halo, zimo! Ogarnij się.
Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie - Daniel Napp
Okej, dość już tych wyciskaczy świątecznych wzruszeń, nastrojowych klimatów i ciepła w sercu. Czas na choinkową opowieść z wykopem. Znacie Pana Brumma? To niedźwiedź obdarzony niewielkim wprawdzie rozumem, ale za to sporą pewnością siebie, który nieustannie pakuje się w życiowe tarapaty wraz ze swym przyjacilem, zlotą rybką o wdzięcznym imieniu Kaszalot. Nie inaczej jest i tym razem, gdy nasi protagoniści (wspierani przez Borsuka) postanawiają zdobyć najpiękniejszą na świecie choinkę - szkoda tylko, że przed nimi zdobył ją już ktoś inny...
Las pełen jest choinek! - zakrzykniecie. Nic z tych rzeczy. Jak się niedźwiedź zaweźmie, to nie przepuści. Cóż z tego, że trzeba się włamać do czyjegoś domu, myszkować w czyichś ubraniach i zeżreć gęś z piekarnika. Trzeba szczerze powiedzieć, że Pan Brumm w życiu kieruje się dość ambiwalentnym poczuciem przyzwoitości. Jedni powiedzą subiektywizacja etyki, inni powiedzą moralność Kalego, zaś Pan Brumm dobrze wie, że jak oni ukradli nam choinkę, to źle, ale jak my ukradniemy im choinkę, spustoszymy dom i zjemy wigilijny obiad, to będą bardzo fajne Święta. No i co? No i fajnie, bo można się pośmiać i można też pogadać o tym, czy to aby fajnie zawsze odpłacać pięknym za nadobne. Wiecie, takie moralizatorskie biadolenie, co Matki lubią czasem zapodać w okołochoinkowych klimatach.
The Christmas Quiet Book
Na koniec mamy dla Was świąteczny prezent. Najlepsze, co jeden rodzic może podarować drugiemu. Trochę ciszy, spokoju i miękkiej puchatości, czyli The Christmas Quitet Book. Słów żadnych na jej temat nie będzie, bo nie są potrzebne. Jest piękna. Jest cicha. Jest nie do czytania, ale do oglągania - więc patrzcie sami.