Gdy za oknem słońce, bachory trudno zagonić do rysowania. A że łapska ćwiczyć trzeba i mała motoryka sama się nie rozwinie, to sięgamy po super "pomoce".
Potwory mają do wszelakich robót ręcznych podejście bardzo różne. Kluska wita je niezmiennie z entuzjazmem i od ponad dwóch lat nieprzerwanie bazgrze po wszystkim, włącznie ze ścianami i własnym ciałem. Pewną rolę gra tu również Syndrom Drugiego Dziecka, które zawsze jest biedną, olewaną przez rodziców istotą, którą nikt się nie przejmuje. Przykładowo Kluska sama nauczyła się trochę pisać, ale większość liter stawia do góry nogami. Czemu? Bo zawsze siedzi po przeciwnej stronie stołu do Precla, który z Matką w pocie czoła skrobie literki, gdy ona porzucona jest na pastwę jakiejś kolorowanki. Po drugiej stronie skali jest Precel, którego wołami trzeba ciągnąć nad kartkę papieru i przykuwać do niej kajdanami. Sięga więc Matka po różne "pomoce naukowe", które przełamią niechęć Precla i będą odpowiednio ekscytujące, by zaspokoić szaloną kluskową pasję artystyczną. Ponieważ część z nich może Was zainteresować, startujemy z nowym cyklem wpisów o ręcznych robotach, czyli naszych zabawach z małą motoryką i grafomotoryką. Na pierwszy ogień idą potwory i dinozaury.
My First Creative Collage Dinos od The Orb Factory
Być może pamiętacie ten dinozaurowy kolaż, bo Matka zasadzała się na niego już w maju. Przypomnijmy - wygląda na kawał satysfakcjonującej, bardzo brudnej roboty, a taką właśnie tygrysy lubią najbardziej. Dostajemy podkłady, szablony, brokat, jakieś śmieszne małe kuleczki i do dzieła. A Matka potem będzie godzinami domywać meble i odklejać te kuleczki spod stołu.
I wiecie co? To się wszystko zgadza! W pudełku dostajemy trzy szablony z kolorowymi dinozaurami, których fragmenty stanowią naklejki. Po odklejeniu zabezpieczającego papieru możemy na dany fragment nanieść jeden z sześciu dostępnych materiałów (brokaty, kuleczki i jakieś małe skrawki gumy w różnych kolorach), który ładnie się przykleja i tworzy nową kolorową fakturę. Atutem jest fakt, że fragmenty dinozaurowego ciała możemy zdobić po kolei, odklejając kolejne części w miarę rozwoju prac, nie ma więc hardcoru i pretensji o to, że coś się gdzieś przypadkowo wysypało, a teraz dupa blada i "odskrobuj to, Mamo!". Robota jest rzeczywiście brudna, zwłaszcza gdy ktoś ma fantazję wcierać sobie brokat we włosy, a potem zaczyna płakać, gdy trochę nalezie mu do nosa - ale brokatowe łzy piękne wzory tworzą na umorusanej twarzy. Jest za to wiele satysfakcji, gdy ukończone dzieła zawisną na ścianie na dołączonych do zestawu samoprzylepnych plastikowych zawieszkach. Kluska była całym procesem zachwycona do tego stopnia, że wszystko chciała robić sama, groźnie pokrzykując na oferujących pomoc dorosłych. Ku naszemu zdumieniu była skupiona przez długi czas, staranna i - co zupełnie niebywałe - chciała trzymać się opcji kolorystycznych ze wzoru (no, prawie...). Niestety zabawa jest jednorazowa, jeśli nie liczyć późniejszej funkcji dekoracyjnej, ale spodobała się tak bardzo, że Matka przegląda już inne oferty tej firmy. Co powiecie na roboty bojowe?
Można kupić tutaj: My First Creative Collage Dinos
Przybijanka Potwory od Djeco
Okazja, żeby powbijać gwoździe w domu jest zawsze dobra, prawda? Przybijanka Djeco to dość spore pudełko, mieszczące tablicę korkową, solidny drewniany młotek, zestaw metalowych gwoździków oraz drewniane części ciała różnych potworów i kartoniki z zadaniami. Zasadniczo zadań trzymać się nie trzeba - wszak można poskładać sobie z wybranych części takiego stwora, o jakim nawet Wielkim Przedwiecznym się nie śniło. Precel lubi jednak konkretne zadania, lubi trzymanie się szablonu i cieszy go, gdy uda się jakąś pracę poprawnie ukończyć. Dodatkowo szukanie konkretnych elementów ćwiczy cierpliwość i spostrzegawczość - czasy, gdy grzebał ręką na chybił trafił w pudełku i po trzech sekundach jęczał zniechęcony już dawno minęły.
Przybijanka jest z nami już prawie dwa lata i z początku trzyletni Precel bawił się nią wyłącznie pod rodzicielskim nadzorem. Nie dlatego, że obawialiśmy się, że wbije sobie gwóźdź w oko - jak być może pamiętacie z naszego tekstu o wypadkach domowych, takie problemy są nam całkiem obce. Ale gwoździki miały tendencje do rozsypywania się na cały pokój (every single time, goddammit!), a raczkująca dookoła stołu Kluska entuzjastycznie pchała wszystko do paszczy. Precel z początku miał trudności z poprawnym ustawieniem i wbiciem gwoździków, z czasem jednak opanował tę umiejętność na tyle dobrze, że Matka powierzyłaby mu wieszanie domowych obrazków bez mrugnięcia okiem. Teraz bawi się już sam i do dziś jest to jedna z chętnie wybieranych zabawek - zdarza się, że Matka wchodzi do pokoju i zastaje go w skupieniu przybijającego kolejne stwory.
Można kupić tutaj: Budowanie potworów (są też inne wzory - np. ciężarówki, ogród czy statki kosmiczne)
That's all, folks! Ale ręczne roboty powrócą na bloga już niedługo.