Trzy lata. Słownie trzy. Robi wrażenie, co nie? Teraz to już Matka jest taką wyjadaczką tej blogosfery, że normalnie mucha nie siada i już zaraz, za momencik zaczną wydzwaniać wszystkie telewizje śniadaniowe, a Matka to im odpowie, że nawet chętnie przyjedzie zjeść darmowe ciasteczka, ale nie, nie, jest kobietą odpowiedzialną i musi dzieciom ugotować trzydaniowy obiad z deserem. I spodnie poprasować w kancik. Także z wielkim żalem, ale nie...
No ale dość już o Matce, tej wschodzącej gwieździe Internetów, przejmy do meritum. Znaczy do Was. I tego, jak niesamowity jest fakt, że jesteście. Przyrastacie ilościowo. Podejrzewałaby Matka, że istniejecie wyłącznie teoretycznie, ale nie - komentujecie, piszecie maile, pozdrawiacie nas z wakacji, pytacie czasem o to i owo. Więc siedzi sobie Matka i jak co roku dziwuje się, że...
Co się zmieniło przez ten rok? Z czytelniczego punktu widzenia pewnie niewiele. Matka ciągle jest tą babką z Internetów, co pisze o książkach (często), grach (w miarę często) i podróżach (jak się uda gdzieś pojechać), bez umiaru zawala serwer dziesiątkami zdjęć i okazjonalnie napisze jakiś tekst z tych "głębokich przemyśleń życiowych" (hue hue). Dla nas zmieniło się bardzo wiele.
Precel poszedł do szkoły, przeprowadziliśmy się, przynieśliśmy ze schroniska kota Bukę, byliśmy na pierwszych od pięciu lat bezdzietnych wakacjach, a także - i jest to wydarzenie wiekopomne - w trzydziestej piątej wiośnie swego życia Matka postanowiła przekłuć uszy, co było wydarzeniem porównywalnym rangą z netflixową zapowiedzią serialu o Wiedźminie. Life-changing experience, jak to mówią w u-es-a.
Blogowo też trochę się zmieniło - nawiązaliśmy całkiem sporo kontaktów z różnymi wydawnictwami, dzięki czemu spełnia się oto marzenie każdego początkującego blogera - dary losu płyną do nas szeroką strugą, hajsy lecą, premier dzwoni z gratulacjami. A tak serio wiąże się to przede wszystkim z matczynym stresem (o jezusie maryjo terminy, zobowiązania, jak żyć) i rosnącą w zastraszającym tempie Stertą Wstydu™, czyli kupką książek, które wołają "zrecenzuuuuj mnieeee". No i dla Was mamy dzięki temu znacznie więcej konkursów, więc chyba nie narzekacie.
A wszystko to dzięki temu, że jesteście, odwiedzacie nas, czytacie, zostawiacie tak zwane dobre słowo. WY!
No więc siada Matka i pije Wasze zdrowie butelką Tokaju z Lidla za dwadzieścia cztery dziewięćdziesiąt dziewięć - tak, tak, ma się ten gest. I nie jest to wcale kryptoreklama Tokaju z Lidla, choć nie obrazi się Matka, jak pobiegniecie teraz wszyscy, wykupicie cały ten Tokaj z półek i w księdze pamiątkowej napiszecie, że to tylko dzięki Ohanie. Wtedy Lidl niechybnie przyśle dla Matki trzyletni zapas Tokaju i będzie to najlepsza rzecz od czasu, gdy Lucasfilm puścił trailer The Last Jedi.
Dziękujemy że jesteście. Dziękujemy, że nas czytacie. Za każdy komentarz, każdego maila, każdego lajkunia na Fejsiku. Dzięki, że z nami jesteście! Zostańcie kolejny rok.
PS. Jak zwykle możecie w komentarzach wrzucać jakąś konstruktywną krytykę, sugestie, ociekające miodem pochwały czy co tam chcecie. A, no i propozycje tematów, o których przeczytalibyście chętnie na Ohanie. Matka nie obiecuje, że napisze, ale próbować można.
Kochamy Was, no.