Muminki się cieszą, że kogoś powieszą, Mumiiinkiii, za nogę, za szyję i ktoś już nie żyje, Mumiiinkiii! No dobra. W zależności od tego, kogo zapytacie, Muminki są super mega fajne albo nudne jak flaki z olejem. A kto w dzieciństwie nie uciekał sprzed telewizora, gdy nadchodziła Buka? No kto, chojraki?
Czy to animowane, czy papierowe, Muminki w podstawowej wersji niekoniecznie nadają się dla tych całkiem małych. Jednak nic straconego - magiczna ręka rynku robi swoje, na muminkowej licencji i dla najmłodszych coś się znajdzie. Przeglądając focie wakacyjne natknęła się Matka na archiwum naszej wyprawy do fińskiego Muumimaailma (Świata Muminków) i nagle wzięło nas na białe trolle - odkurzyliśmy stare muminkowe zasoby. Wszystko w wersji softcore, bez Buki, straszliwych czarodziejów latających na panterach i tym podobnego tałatajstwa.
Moominvalley for the Curious Explorer
Malutka i urocza jest ta książka, każdemu muminko-maniakowi uśmiech ciśnie się na usta na sam widok. Całość rozwija się w długą harmonijkę, z której jednocześnie wystaje część wyciętych elementów. O rany, rany, aż się prosi, żeby jakaś mała ręka chwyciła, szarpnęła... no dobra, dość czarnych scenariuszy. Oprócz muminkowej uroczości harmonijka ma też troszkę tekstu - po jednej stronie opisano najważniejsze miejsca, gdzie rozgrywa się akcja książek Tove Jansson, po drugiej zaś - najbardziej znanych bohaterów. To jest innymi słowy książka - cukierek. Słodka i do schrupania.
Seria przygód Muminka
Oto coś w sam raz dla początkujących czytelników - kilka niewielkich książek, język prosty, słowa niezbyt skomplikowane, ilość tekstu na stronę w sam raz. W każdym "tomie" - jeśli nie jest to określenie nieco na wyrost - przeczytamy o innej przygodzie naszego ulubionego białego trolla. U nas swojego czasu absolutnie największym wzięciem cieszył się Muminek i pierwszy śnieg, który opowiada o nadejściu zimy, odejściu Włóczykija i o tym, jak radzić sobie z tęsknotą za przyjaciółmi. Wszystkie opowieści okraszono prostym i niezbyt nachalnym morałem, ilustracjami wzorowanymi na tych klasycznych oraz dużą dawką janssonowego ciepła.
Uwaga, nadchodzi Mała Mi
To już kolejna seria osadzona w Moominverse (ha! udało się Matce to określenie, co nie?), tym razem bez słynnego nazwiska na okładce - bo i treść jest już zupełnie nowa, nawet nie wzorowana na oryginalnych opowiadaniach. I tutaj tekstu nie ma zbyt wiele. Jak można się spodziewać, główną bohaterką jest pewien miniaturowy rudzielec, który - w zależności od tego, kogo spytacie - jest albo najfajniejszą, albo najbardziej wnerwiającą postacią na świecie. Jak można się spodziewać, specjalnością Małej Mi są awantury, psoty i niewybredne żarty. To oczywiście sprawia, że młodociany czytelnik pieje z zachwytu i toczy się po podłodze z radości.