W okolicach Świąt Matka głównie przeklina. Przeklina korki, przeklina dzikie tłumy w hipermarketach, przeklina dmuchane Mikołaje wspinające się po balkonach, przeklina "Last Christmas", przeklina telemarketerów i ich przeklęte świąteczne promocje. A potem szast-prast i już po wszystkim. W końcu!
I nagle jest cicho i leniwie. I nikt już nic nie musi, i nikomu się już nie chce. No powiedzcie, czy to nie jest miłe? A my po prostu leżymy do góry brzuchem pod choinką, wypatrując wśród gałęzi ostatnich pierniczków i czytając o miejscach, gdzie pada śnieg. Bo Kluska uwierzyć nie może, że nawet u Babci w górach śniegu nie ma. Jakże to?!
Pocieszamy się więc tym, że u Mamy Mu białego puchu spadło pod dostatkiem i dzieci mają z czego lepić śnieżne lampiony. Wigilia Mamy Mu i Pana Wrony szybko awansowała na tegoroczną zimową lekturę numer jeden. Pewnie dlatego, że Precel i Kluska lubią iść w ślady Pana Wrony, biegając jak oszalali po całym domu, rycząc "Zaraz dostanę pióropleksji!" i zanosząc się śmiechem. Bo to strasznie śmieszne słowo jest.
Matka teraz musi poczynić wyznanie - serii o Mamie Mu zwyczajnie nie lubi, i to przez Pana Wronę właśnie. I nie chodzi tu nawet o jego wielką zrzędliwość . Pan Wrona, w dużym skrócie, jest antypatycznym bucem. Nigdy, przenigdy w Mamę Mu nie wierzy, zawsze podminowuje jej wszystkie pomysły, przekonując, że krowy do niczego się nie nadają, ewentualnie nazywając ją po prostu zbyt grubą lub zbyt głupią. Przerobiliśmy niedawno cały zbiór opowiadań Mama Mu na rowerze i inne historie i w trakcie lektury doszła Matka do wniosku, że gdyby trafił jej się taki przyjaciel jak Pan Wrona, to w żołnierskich słowach kazałaby mu wsadzić swoje uwagi tam, gdzie słońce nie świeci.
Wigilijna odsłona przygód tej niecodziennej pary jest jednak zupełnie inna. Pan Wrona okazuje się być samotnym, pozbawionym bliskich stworzeniem, które każdego roku samo pakuje prezenty dla siebie, by potem rozwijać je entuzjastycznie w nieco desperackiej próbie symulowania magii świąt. Aż żal się robi tego ptaszyska. Mama Mu, jak na krowę o wielkim sercu przystało, przygotowuje dla niego wspaniały, niespodziewany prezent, zaś wzruszony ptak - chyba po raz pierwszy w życiu - okazuje prawdziwą sympatię i wdzięczność. Bo dobrze jest mieć kogoś bliskiego, z kim można spędzić piękną wigilijną noc.
Wigilia Mamy Mu i Pana Wrony jest jak dotąd najlepszą odsłoną tej serii, jaka wpadła nam w ręce. To wesoła i ciepła opowieść pełna śniegu i świątecznego klimatu. A śniegu bardzo nam potrzeba, więc, droga Zimo, przestań sobie lecieć w kulki. My tu czekamy.
Wpis powstał w ramach projektu blogowego Przygody z książką