Jest taki moment w życiu, że człowiek osiąga stan najedzenia totalnego. Wiecie, rozumiecie. Jeszcze jeden kawałek mazurka i trzeba będzie wołać karetkę. No, może jeden malusieńki się zmieści... W takim stanie człowiek ma ochotę biegać po placu zabaw mniej więcej tak samo wielką, jak odgryźć sobie własną rękę. Na szczęście w tym tunelu było dla Matki światełko - no i cień. A właściwie Chińskie cienie.
Add a comment