Ohana BlogOhana BlogOhana Blog

  • Ohana
  • Czytamy
  • Gramy
  • Brykamy
  • Jedziemy
  • O nas
  • Współpraca
Matka
Jedziemy
03 kwiecień 2017

Irlandia z dziećmi - jak to zrobiliśmy i ile nas kosztowało?

header irlandia2

Nieco ponad 1400 km. Tyle usłużnie podaje nasza nawigacja - tyle zrobiliśmy po irlandzkich drogach i bezdrożach. Dziś kolejna porcja fot i garść informacji dla ciekawych, takie tam podróżnicze duperele, ile to kosztowało, gdzie spaliśmy, co polecamy dla ułatwienia sobie życia... Ogólnie to polecamy podrzucić Babci i byczyć się z ulubionym serialem i wińskiem, ale jak już musicie jechać...

Raz na jakiś czas przychodzą do nas maile, że tak patrzyliście na te nasze foty, patrzyliście - i łup, też w samochód czy samolot, i śmigacie w podobną podróż. No nie ma nic piękniejszego! Przychodzą też konkretne pytania, i wychodząc im naprzód robi dziś Matka krótkie podsumowanie tego, jak ta wyprawa wyglądała od strony organizacyjnej.


Lot

No więc najpierw był lot. Lot wyjątkowo nie łapany według starej zasady - w jakieś fajne miejsce, w sumie nie ważne kiedy, byle nie za drogo - tylko z klucza, bo w Irlandii chcieliśmy odwiedzić pewną niedawno narodzoną damę. Ale i tak, przy dość sporej elastyczności terminów, wyhaczyliśmy podróż do Belfastu za jakieś 135 złociszy od łebka, więc taniej niż niektóre pociągi z Krakowa do Warszawy. Oł jee.

Bagaż wyłącznie podręczny, czyli cztery niewielkie torby, wystarczają nam w zupełności od czasu, gdy potwory przestały się maniakalnie obrzygiwać i oblewać wszystkimi płynami. Ot, trochę ciuchów i kosmetyków, laptop, czytadła w formie elektronicznej i oczywiście trzecia ręka, jaką jest aparat fotograficzny. Foteliki samochodowe, czy też nasze gargantuiczne foteliska, lecą za free - dziękujemy ci Unio Europejska!

Auto

Następnie siedliśmy z karteczką i zaczęliśmy wypisywać miejsca, które nas interesują, tocząc przy tym uczoną rozmowę o irlandzkim neolicie i o Cromwellu. Hahaha... nie. Otóż wcale nie, albowiem Ojciec jest podróżnikiem wyłącznie kulinarnym, znaczy można go zabrać absolutnie wszędzie, a jeśli tylko dobrze karmią, to on będzie zadowolony. Taki egzemplarz się trafił, no co zrobić. No więc po krótkim zastanowieniu wyznaczyła sobie Matka taką małą, oszczędną traskę dookoła całej Irlandii i wujaszek Google poinformował o tych kilometrach. Wtedy stało się jasne, że bez auta ani rusz.

Jako niezawodna organizatorka zabrała się Matka za rezerwację w nocy przed wylotem, czyli na mniej niż 24h przed odbiorem wehikułu. Z pełnym ubezpieczeniem na wypadek szaleństwa po lewej stronie drogi wyszło nas koło ośmiu stówek za tydzień za niewielkie auto. To ubezpieczenie najtańsze nie było, i koniec końców żadnych drogowych ekscesów nie odnotowaliśmy, ale spokoju ducha nie da sie przecenić, zwłaszcza gdy tylne siedzenie wrzeszczy potępieńczo, kierowca nie wypił kawy, a na poboczu znaki informują, że owce w każdej chwili mogą wtargnąć na drogę. Niestety nie wtargnęły.

Noclegi

Wszystkie noclegi rezerwowała Matka również bardzo odpowiedzialnie, jak na dobrą organizatorkę przystało, w nocy przed wylotem. I wiecie co? No kurde, to był strzał w dziesiątkę! Jako ludzie zmotoryzowani mieliśmy centralnie w dupie lokalizację noclegu - czy to na przedmieściach, czy przy wylocie autostrady na lotnisko, czy w dzielnicy przemysłowej. Celowaliśmy po prostu w te miejsca, które danego dnia miały mega przeceny na pokoje rodzinne, wszystko oczywiście przez sieciowe portale hotelowe i najchętniej bez przedpłaty, bo nie byliśmy pewni, czy zawsze danego dnia uda nam się dojechać w upatrzone miejsce.

Skutek był zawsze zadawalający, najczęściej bez fajerwerków, ale ciepło i czysto, a na spanie docieraliśmy długo po zmroku, więc nie było co się czepiać. Choć raz trafiło nam sie w zupełnie uczciwej cenie wypasione bed and breakfast. I tak jak za bed zapłaciliśmy niewiele, to już breakfast w wysokości 15 funtów od łebka zniechęcił nas dość skutecznie, stanęło więc na jogurcie pitnym i bułeczkach z Tesco. I co? I nic, wszyscy żyją i mają się dobrze.

Dodatki

Dodatki, wiadomo, bolą najbardziej. Żarcie w lokalnych pubach - jakieś uczciwsze niż przydrożne badziewie, paliwo do naszej małej srebrnej strzały, trzy kawy dziennie no i oczywiście nietanie wejściówki do wszelakich atrakcji. Na szczęście potwory jeszcze w tej ostatniej kwestii dodatkowych kosztów nie generują, ale kasę musieliśmy wydać z nawiązką na pluszowe króliki i piankowe piłeczki. Nauczona doświadczeniem nie przygląda się Matka tym kosztom nigdy zbyt uważnie, bo potem zaczyna jej dymić z uszu. A tak oczy nie widzą, a przynajmniej smacznie jest.

Podsumowując - dzięki mrożącym krew w żyłach rezerwacjom uber last minute ten wyjazd - do kraju powszechnie uznawanego za dość drogi - zrobił się nawet do przełknięcia. A najfajniejsze było to, że autostrady w całej Irlandii południowej kosztowały przeciętnie 1,90 Euro za spory odcinek. Nosz kurde, a u nas 70 kilometrów A4 za 20 złotych...

 

Dziś upiększamy ten nieco nudnawy wpis fotkami z Limerick, Galway, klifów Moheru, Clonmacnoise oraz długich kilometrów irlandzkich dróg. Zielono tam mają, cholera jasna.

 

airlandia2 2

airlandia2 9

airlandia2 1

airlandia2 4

airlandia2 5

airlandia2 6

airlandia2 7

airlandia2 3

airlandia2 8

airlandia2 10

airlandia2 11

airlandia2 12

airlandia2 13

airlandia2 14

airlandia2 15

airlandia2 16

airlandia2 18

airlandia2 17a

airlandia2 19

airlandia2 20

airlandia2 21

 

blog comments powered by DISQUS back to top
Tags: podróże
© 2017 Ohanablog. All Rights Reserved.

Menu

  • Ohana
  • Czytamy
  • Gramy
  • Brykamy
  • Jedziemy
  • O nas
  • Współpraca