Serię Zagraj ze mną mieliśmy już okazję testować. Efekty testów były na tyle szałowe (o, tutaj), że Matka bez cienia wątpliwości kładzie na półce kolejne pudła spod tego szyldu. Jedziemy z tym koksem, proszę Państwa. I na tym się nie skończy, bo Egmont, który najwyraźniej uparł się doprowadzić Matkę na skraj bankructwa, właśnie wypuścił na rynek kolejne dwa tytuły skierowane do nieco starszych planszówkowiczów. Ale dziś przed Wami dwie gry dla przedszkolaków - Kolorowe biedronki i Zwierzaki na tratwie.
Kolorowe Biedronki
Ło rany Julek, dawno już żadna gra nie wzbudziła tylu pozytywnych emocji u Potworów, co Biedronki. Serio, ekscytacja poziom milion, do tego radość, pokrzykiwania, dyskusje i podskakiwanie. Po każdej partii wyglądamy mniej więcej tak (i, żeby już nie było żadnych wątpliwości, Matka jest ogrem):
Już samo przygotowanie do rozgrywki jest dla Potworów interesujące - trzeba na arcykolorowej planszy ustawić w kole drewniane magnetyczne biedronki, które wcześniej należy udekorować małymi drewnianymi "kropkami" - każdą w innym kolorze. Nie dość, że Matka z uznaniem kręci głową, pełna podziwu dla tego zarąbistego pomysłu, to jeszcze młodzież ćwiczy małą motorykę. Szacun. No i można sobie w spokoju kawę zrobić, bo - uwierzcie na słowo - nadziewanie całej chmary kolorowych biedronek trochę trwa.
Kiedy już przygotujemy planszę, zasady są banalnie proste - kręcimy znajdującą się na środku planszy "ruletką", która wskazuje, którą biedronkę możemy poruszyć. Przystawiamy ją do innego owada i sprawdzamy, czy czują do siebie miętę - jeśli biedronki się "całują" (magnesy się przyciągają), mogą wymienić się kropkami, zaś szczęściara leci dalej. Jeśli się nie lubią - nasza biedra wraca na miejsce. Gdy biedronka zgromadzi wszystkie kropki w różnych kolorach, może lecieć na bal. Jednocześnie na ruletce może wypaść skucha - wtedy na planszę wchodzą mrówki. Wygrywamy, jeśli uda nam się wyekspediować biedronki szybciej, niż zaleją nas mrówki. I tyle. Cały trik polega więc na tym, żeby zapamiętać, które biedronki już sprawdziliśmy i testować nowe opcje.
Kolorowe biedronki są, zupełnie serio i bez ściemy, idealną grą dla przedszkolaka. Mają właściwie same zalety. Po pierwsze są kooperacyjne - jak być może pamiętacie, Matka uważa to za wielki plus w rozgrywce z młodocianymi, bo pozwala łagodzić emocje i wspólnie przeżywać radość lub porażkę. Po drugie elementy są wykonane naprawdę czadowo i z pomysłem. Po trzecie ładnie łączy losowość i konieczność główkowania. Po czwarte w końcu cała ta seria jest tak ślicznie ilustrowana, że można by ją zjeść - mniam!
Można kupić tutaj.
Zwierzęta na tratwie
Kolejna gra - kolejny niespotykany i naprawdę ciekawy pomysł z wykorzystaniem fajnych komponentów. Trochę się już Matka w te planszówki z Potworami nagrała, ale z takim rozwiązaniem nie spotkała się jeszcze nigdy. O co więc chodzi?
W pudełku mamy całkiem sporo dobra - po pierwsze prostokątne plansze-tratwy z wyciętymi w środku nieregularnymi otworami, następnie spory stos drewnianych kolorowych zwierzaków, karty i klepsydrę. Każdą rozgrywkę zaczynamy oczywiście od szalonej podniety klepsydrą, której Kluska nie chce wypuścić z łapy, obserwując przesypujący się piasek. W tym czasie Precel, człowiek lubujący się w jasnych zasadach i porządku, pieczołowicie losuje i rozkłada dookoła tratwy te zwierzaki, które przyjdzie nam ratować.
Zadaniem graczy jest ocenić wizualnie, czy wylosowane zwierzęta zmieszczą się na tratwie (znaczy czy drewniane pionki da się ułożyć na płasko w przeznaczonej do tego dziurze), a następnie w sekrecie głosować przy pomocy zielonych i czerwonych żetonów. Ci, którzy do kwestii przewozu żywca podchodzili entuzjastycznie, muszą udowodnić, że zwierzaki rzeczywiście się zmieszczą - czyli poukładać je odpowiednio, zanim piach przesypie się w klepsydrze. Sukces oznacza punkty, zaś porażka - punkty dla przeciwnika. Jeśli wszyscy głosują na zielono - dodajemy kolejnego zwierza. Jeśli na czerwono - odejmujemy. I tak gra toczy się przez kilka rund, a w każdej pojawia się tratwa o nowym kształcie i losujemy nowe zwierzaki.
Jedno trzeba jednak podkreślić - Zwierzęta na tratwie budzą u nas szalone emocje - często niestety trudne do opanowania. Presja czasu to jedno, drugą sprawą są konsekwencje błędnej decyzji, kiedy dzięki naszej pomyłce przeciwnicy zyskują punkty. Dodatkowo ilość punktów wzrasta w kolejnych rundach, więc wtopa pod koniec gry kosztuje nas znacznie więcej niż początkowe błędy, więc możemy położyć partię nawet jeśli nieźle nam szło. Nieraz bywało, że część uczestników kończyła grę ze łzami w oczach (i czasem była to Matka, bo po siódmej rozgrywce z rzędu można osiwieć).
Emocje emocjami (a kontrola emocji podczas rozgrywki to też sztuka warta praktykowania), ale niech teraz ktoś powie, że ten pomysł nie jest fajowy! Potwory mogą liznąć trochę myślenia przestrzennego i nieco poćwiczyć percepcję wzrokową. Do tego czadowe drewniane zwierzątka, którymi Kluska bawi się też osobno, obeznanie z mechanizmem sekretnego głosowania, które przyda się później w wielu "doroślejszych" grach, no i klepsydra!
Można kupić tutaj.
Wpis jest częścią projektu